Co za człowiek! Wydawać się mogło, że był nowy, ale wiedziałam, że tak
nie było. Parę razy widziałam go na korytarzach, sama nie wiem który u
niego mógłby być już rocznik, ale zachowywał się jak pierwszy. Zamiast
się cieszyć w środku, a być cicho na zewnątrz, to ten zaczyna gadać. Czy
on chce na nas sprowadzić kłopoty? O nie, jeśli tak, to chyba sam na
siebie. Mnie zaraz tu nie będzie. Bynajmniej taki miałam plan, póki
chłopak nie zapytał mnie o drogę do dormitorium.
- Z którego ty roku jesteś? - zapytałam trochę chamsko, ale jakoś nie
potrafiłam się powstrzymać. Zaczynał mnie irytować, nie lubiłam
radosnych ludzi. Miałam takie wrażenie, że ich los kocha, kiedy na mnie
zsyła nieszczęścia.
- Powinien to wszystko już kończyć, ale cofnięto mnie do piątego -
odparł, na co się załamałam. Czyli, że jest to chyba już z siedem lat i
on dalej nie zna drogi? Nie wie, co gdzie jest? To ja już w ciągu paru
miesięcy odkryłam tajne zakamarki Hogwartu. Chciałam już odejść, zakryć
się peleryną, ale jeśli ten idiota wpadnie przypadkiem na jakiegoś
nauczyciela, zrobi jakiś hałas, to wszystko pójdzie na marne. Nie po to
się skradam, zabieram od współlokatorki jej przedmiot, który ma mi tutaj
we wszystkim pomóc, żeby teraz próba zakończyła się fiaskiem, bo jakiś
kretyn, który uczy się tutaj pięć lat, jak nie dłużej, wywołał jakieś
zamieszanie. Uh...
- Jakim cudem, nie wiesz gdzie jesteś? - fuknęłam na niego, po czym
zacisnęłam pięści. Zarzuciłam na niego pelerynę i przyciągnęłam do
siebie łapiąc go za nadgarstek, żeby przedmiot okrył nas całych. - Chodź
- powiedziałam już spokojniej i bez żadnego więcej słowa zaczęła się
kierować w stronę pokoi. - Z jakiego domu jesteś? - zapytałam, gdy
wchodziliśmy na schody. Na szczęście tym razem żadne z nich nie chciał
się nami pobawić, więc się nie poruszały. Pamiętam, jak często to robiły
i chyba co drugi dzień spóźniałam się na lekcję.
- Hufflepuff - odparł. Kazałam mu potem milczeć, aż nie doszliśmy do
męskiego dormitorium jego domu. Sprawdziłam, czy nikogo nigdzie nie ma.
Droga była czysta, dzięki czemu mogłam zrzucić z niego pelerynę.
- I nie wychodź - mruknęłam. Za nim zdążył coś powiedzieć, zniknęłam
stąd. Znowu zaczęłam się kierować w stronę tej cholernej biblioteki,
która jest dosłownie na drugim końcu tego budynku. O nie... wisi mi
dług. I o tym nie zapomnę.
<Kaylar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz